„Chór zapomnianych głosów” Remigiusza Mroza (wydawnictwo Czwarta Strona) zabiera nas w bardzo odległe strony wszechświata, oddalone zarówno pod względem odległości jak i czasu. Książka opowiada historię Håkona Linderberga, który wraz z kilkoma towarzyszami wyrusza w podróż mającą na celu kolonizację innej planety. Podczas lotu dochodzi do tragicznej katastrofy: bohaterowie zostają zmuszeni do całkowitej zmiany swoich planów, gdyż obce, lepiej rozwinięte istoty siłą wciągają ich do swojej gry na śmierć i życie, której stawką jest przetrwanie cywilizacji.
Jeżeli chodzi o treść, to jestem po prostu zachwycony! W pierwszej części książki dochodzi do tajemniczego ataku, cała załoga z wyjątkiem dwóch pasażerów zostaje w mękach zamordowana, a sprawca raz po raz ujawnia swoją obecność. Przez cały czas czułem prawdziwy strach, lecz mimo tego i tak nie mogłem się oderwać. Zawsze mnie to zastanawiało, w jaki sposób pisarze wprowadzają elementy horroru do swoich powieści i w końcu znalazłem odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie: liczne opisy dotyczące miejsc i stanów psychicznych bohaterów, dziwne, niewyjaśnione zdarzenia wraz z przypuszczeniami o możliwym najeźdźcy czy monstrum sprawiły, że uwierzyłem w prawdziwość opisywanych zdarzeń. Autor posłużył się również ogromem czasu wykraczającym poza ludzkie poznanie oraz rozległością miejsc, co doskonale stało w kontraście z małością człowieka – wprawiło mnie to w pewnego rodzaju przytłoczenie.
Prawdziwość opisywanych zdarzeń wzmocnił również opis jednego z bohaterów – Dija Udina Alhassana. Autor tak dokładnie opisał jego protekcjonalny, prześmiewczy, lekceważący sposób bycia, że można było odnieść wrażenie, iż postać jest prawdziwym człowiekiem.
W następnych częściach książki obserwujemy, jak bohaterowie poznają nową planetę, jak odkrywają przerażające fakty o wszechświecie oraz jak używają wysoce zaawansowanej technologii wykorzystującej różnego rodzaju teorie fizyczne. Kombinacja nauki z fikcją literacką zainteresowała mnie do tego stopnia, że aż mam ochotę chwycić za książki popularnonaukowe opisujące różnego rodzaju zjawiska zachodzące we wszechświecie, by sprawdzić, czy autor nie nagiął gdzieniegdzie praw fizyki.
Wykorzystując fabułę, Mróz przedstawił kilka uniwersalnych aspektów, które bez względu na czas i miejsce w przestrzeni mogą wydarzyć się wszędzie.
Wyższe, lepiej rozwinięte, pradawne, wykraczające poza nasz świat istoty roszczą sobie prawo do decydowaniu o losie cywilizacji słabiej rozwiniętych. Doskonale to pokazuje, że władza idąca w parze z wyższością daje danej grupie sposobność do decydowania o innych i najczęściej działania danej społeczności nie mają na celu poprawy życia innych.
Autor opisując nastawienie firm organizujących wyprawę ku gwiazdom do katastrofy na pokładzie, stwierdza, że bez względu na to, co się dzieje z ludźmi (prawie cała załoga wielu statków została wybita w pień), należy w pierwszej kolejności dbać o swój wizerunek, o swój piar, nawet wtedy, gdy dla dobra misji ryzykuje się życiem swoich podwładnych: sponsorzy ekspedycji nie przejęli się zbytnio poległymi załogantami; by dobrze wypaść w oczach społeczności Ziemi, kazali kontynuować dalsze poczynania.
Będąc na obcej planecie, garstka ludzi rozpoczyna eksplorację nieznanego terenu. Było ich mniej niż dziesięciu. Nie należeli już do żadnego państwa, byli miliardy kilometrów od Ziemi, a mimo to przestrzegali hierarchii nałożonej przed wylotem i wszystkiego, co się z nią wiąże. Jedna z bohaterek świetnie skomentowała ten fakt, mówiąc, że czasami nie mając już nic, należy kierować się wcześniej ustalonymi zasadami, bo to one wiążą ze sobą ludzi. Możemy się domyślić, że bez pewnych reguł nasze wspólne życie międzyludzkie rozpadłoby się. Jednakże zasady te mogą czasami prowadzić do pewnych nadużyć. Teraz byłby spoiler. Jeżeli Wam to nie przeszkadza, przewińcie na sam dół [1].
Na sam koniec wspomnę, że bardzo mi się podobał fragment sugerujący, że podstawowym elementem potrzebnym do nawiązania z kimś kontaktu jest konieczność zrozumienia go, kiedy była mowa o obcych cywilizacjach.
Reasumując, książka napisana jest bardzo przejrzystym językiem, nie ma tutaj zbędnych opisów (zakładam, że jest to spowodowane tym, że obecni czytelnicy oglądają filmy science-fiction i wiedzą, jak mogą wyglądać statki kosmiczne w przeciwieństwie do czytelników, żyjących za czasów Lema, który to dokładnie opisywał każdy szczegół statku), czyta się ją bardzo szybko, mimo tego że ma prawie 500 stron i doskonale wprowadza w zamierzony nastrój.
SPOILER:
[1] Główny dowódca, który w pewnym momencie ginie, był właśnie tą osobą, która stała na straży zasad. Był on przedstawiony jako osoba pozbawiona uczuć, stroniąca od ludzi, nieprzejmująca się innymi. Zastanawia mnie to, czy Mróz uśmiercając bohatera, nie chciał tym samym pokazać, że tego typu cechy zasługują na potępienie, nawet jeżeli pomagają w dojściu na sam szczyt kariery.