Echo z otchłani – Remigiusz Mróz | recenzja książki

Echo z otchłani” Remigiusza Mroza (Wydawnict­wo Czwarta Strona) w niczym nie odstępu­je od pier­wszej częś­ci. Akc­ja jest tak samo wart­ka, licz­ba zwrotów akcji nie zmalała, a tajem­nic do odkrycia nie braku­je.

Tym razem bohaterowie sta­ją przed wyzwaniem pole­ga­ją­cym na odbu­dowa­niu ludzkoś­ci, której ocalałe osady nie kwapią się raczej do wza­jem­nej współpra­cy – ich całkowicie odmi­enne świato­poglądy (w tym przy­pad­ku powinienem raczej użyć słowa „kos­mo­poglądy”) skutecznie przeszkadza­ją w osiąg­nię­ciu wspól­nego celu.

Jed­ną z ocalałych grup są właśnie religi­jni ekstrem­iś­ci. W odległej przeszłoś­ci reli­gia została wyrzu­cona ze życia pub­licznego – wiara stała się tem­atem tabu oraz czymś niezwyk­le oso­bistym, pry­wat­nym. Gdy wspom­nieni wyżej ekstrem­iś­ci dos­zli do władzy, nie liczyli się z inny­mi ludź­mi, postępowali jedynie w imie­niu swo­jego Boga, dopuszcza­jąc się okrut­nych czynów. Tym wątkiem Mróz pokazał kil­ka ciekawych mech­a­nizmów: Nie moż­na usunąć jakiegoś aspek­tu z życia ludzi, bowiem może to skutkować pow­stawaniem grup o wypac­zonych poglą­dach; ludzie prag­ną władzy i wyko­rzys­tu­ją do tego religię jako prostego pretek­stu; wiara w Boga, religi­jność nie idą w parze z sza­cunkiem i troską o drugiego człowieka.

Autor rozwinął w tej częś­ci dosyć moc­no postać Dija Udi­na Alhas­sana. Rozbu­dował jego prześmiew­czy, paja­cow­aty, lekko nar­cysty­czny sposób bycia oraz dodał więcej wydarzeń dzieją­cych się z jego punk­tu widzenia. [1]

Ciekawym jest to, że Mróz zada­je w „Echu z otchłani” pytanie doty­czące życia po śmier­ci i zas­tanaw­ia się, czy jest to możli­we, by za pomocą niesamowicie zaawan­sowanej tech­nologii zyskać możli­wość zerknię­cia na chwilę w tam­to miejsce, rejon, obszar. Miałem wraże­nie, że autor przed­staw­ia krainę zmarłych jako kole­jny wymi­ar, do którego ludzkość nie ma dostępu z prostej przy­czyny wynika­jącej z fak­tu, że nas umysł jest w stanie rozu­mować jedynie w trzech wymi­arach, a frag­men­ty kole­jnych wymi­arów może­my odkryć jedynie z uży­ciem skom­p­likowanych urządzeń.

Fabuła w tej częś­ci roz­gry­wa się jeszcze szy­b­ciej niż poprzed­nim razem. Powracamy wiele razy do znanych nam już lokacji, lecz w innym przedziale cza­sowym. Ostat­nie sto stron składa­ją się głównie z sza­leńczych bie­ganin różnych bohaterów, które łączą się ostate­cznie w jed­ną spójną całość. Cza­sa­mi dzi­ało się to wszys­tko dla mnie za szy­bko i miałem wraże­nie, że autor za wszelką cenę chci­ał dotrzeć do koń­ca książ­ki, ale z drugiej strony warto w tym miejs­cu wspom­nieć, że świet­nie zapanował nad tą całą krzą­tan­iną – nie zauważyłem żad­nych błędów log­icznych.

Na sam koniec powiem, że jestem przeko­nany, że książ­ka (podob­nie jak pier­wsza część) spodo­ba się każde­mu, kto nie lubi rozwlekłych opisów – a mamy tutaj w końcu opis postapokalip­ty­cznej ludzkoś­ci: dokładne, zwięzłe opisy są chy­ba spec­jal­noś­cią Mroza.

SPOILER!

[1] Dija Udin odgry­wa bard­zo ważną rolę w całej przy­godzie – zgod­nie z przy­puszcza­ni­a­mi Lin­der­ber­ga. Z pomocą konchy Håkonowi uda­je się go przepro­gramować: usuwa pro­gram wtłoc­zony w niego przez Przed­wiecznych, dzię­ki czemu bohater przes­ta­je dążyć do tego, by pomóc w unices­t­wie­niu rodza­ju ludzkiego. Myślę, że jest to w jakimś stop­niu zobra­zowanie pro­ce­su ter­apeu­ty­cznego. Pac­jent przy­chodzi do gabi­ne­tu z danym prob­le­mem, z cza­sem zmieni­a­ją się jego sposo­by myśle­nia oraz zachowa­nia, jed­nak jego charak­ter pozosta­je bez zmi­an – Alhas­san po przemi­an­ie w dal­szym ciągu był prześmiew­c­zo-lekce­ważą­cy, lecz za razem elok­went­ny, zabawny i inteligent­ny.

 

 

Dodaj komentarz